Tekst poniżej to treść newslettera, który wysłany został do naszych subskrybentek 25 stycznia 2015. Wywołał wiele pozytywnego zamieszania, dlatego pragnę podzielić się nim z Tobą 🙂 Ważne jest też to, co działo się w związku z nim później, szczegóły znajdziesz na dole strony.
Miłej lektury!
Alicja Rudnicka
„Przez ostatni miesiąc w Szpilkach było cicho i spokojnie… Odpoczywałam, planowałam i przygotowywałam szereg atrakcji na ten rok, dzięki którym będziesz mogła rozwijać siebie i swój biznes razem z nami. Szczegóły będę przesyłać w kolejnych newsletterach, dziś chciałam podzielić się z Tobą moim wakacyjnym doświadczeniem.
Wydarzenie to ściśle powiązane jest z rozmową, którą odbyłam z moją bliską znajomą tuż przed wyjazdem. Usłyszałam na nim, że wg niej jestem doskonałym przykładem osoby, która przełamuje swoje lęki i wychodzi ze swoich stref komfortu. Zastanowiłam się nad głębiej i doszłam do wniosku, że dla mnie to normalne i że nie wyobrażam sobie pełnego życia, bez podejmowania wyzwań, które pozwalają mi pokonywać własne słabości i odkrywać świat, który się za nimi kryje. Jak inaczej mogłabym powiedzieć, że się rozwijam, że jestem kobietą, która bierze od życia więcej? Bez nowych doświadczeń, bez pokonywania swoich słabości stoimy w miejscu. A co się dzieje, jak pokonamy swój lęk i zrobimy coś pomimo tego, że jest i nas paraliżuje? Poczujemy swoją silę, zaufamy sobie bardziej i poznamy bliżej tę niezwykłą osobę, którą często ukrywamy nie tylko przed całym światem, ale również przed samym sobą.
Podczas wyjazdu uzmysłowiłam sobie, że jestem tak przyzwyczajona do wychodzenia z własnej strefy komfortu, że nawet tego nie zauważam na co dzień. Od dziecka, pomimo tego, że zawsze dobrze pływałam, panicznie boję się głębokości i dużych zbiorników wodnych. Do tego stopnia, że podczas pierwszej próby nurkowania (kilka lat temu) nie byłam w stanie zanurzyć głowy i w rezultacie nie zeszłam pod wodę, do tego się popłakałam ze strachu i bezsilności. Zrobiłam to za drugim razem (godzinę później) ale to zupełnie inna historia. To wydarzenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że „wielka woda” jest straszna i że każde kolejne doświadczenie z nią związane będzie dla mnie bardzo trudne. Ale… wiedziałam, że z niego nie zrezygnuję ? W tym roku przepłynęłam nad Blue Hole w Dahab w Egipcie, która ma głębokość 102 m!
Tym z Was, które mają podobny lęk do mojego, nie muszę mówić co czułam.. Jak dopłynęłam do brzegu wszystko jednak zniknęło. Czułam się silna i dumna z siebie, bo pomimo paraliżującego lęku, weszłam tam i zrobiłam to co wydawało mi się nieosiągalne. Nie przestraszyła mnie nawet ściana pamięci po płetwonurkach którzy zginęli na Blue Hole.
Dałam radę i wierzę, że Ty również pokonasz każdy lęk, każde ograniczenie jeśli tylko założysz, że tak właśnie chcesz żyć. Strach będzie się pojawiał, ale jeśli postanowisz, że idziesz do przodu pomimo to, to pójdziesz – wierzę w to z całego serca! ? Życzę zarówno Tobie jak i sobie, żeby ta siła nigdy nas nie opuściła… ?
Życzę Ci wspaniałego, pełnego wyzwań tygodnia!
Alicja
PS Podziel się ze mną swoimi doświadczeniami związanymi z wychodzeniem ze strefy komfortu. Napisz do mnie i zainspiruj inne kobiety do zmian. Najciekawsze teksty opublikujemy na FB i w kolejnych newsletterach. To jak, wchodzisz w to? ? Czekam na Twoją historię!
Pozdrawiam,
Alicja Rudnicka”
W odpowiedzi zgłosiło się kilka osób! Dziś chciałam Wam przedstawić ich historie związane z wychodzeniem ze strefy komfortu.
HISTORIA BASI
„Dawno, dawno temu żyła sobie mała Basia. Pracowała jako księgowa, miała dwójkę wspaniałych dzieci i męża. Idealne życie, komfort i spokój. Niestety do tego pięknego obrazu zakradła się rutyna! Każdy dzień był taki sam, nic się nie zmieniało. Basia postanowiła zawalczyć o swoje szczęście! Po 10 latach pracy w jednej firmie, całkowicie zmieniła swoje życie. Od zawsze pisała, od zawsze lubiła uczyć. Postanowiła, że będzie prowadziła szkolenia, organizowała eventy, pisała książki! Jak wymyśliła tak zrobiła.
Nie wyliczę wszystkich nieprzespanych nocy, dużo łatwiej byłoby policzyć wolne weekendy. Nowa praca, szkolenia, nauka, zdobywanie nowych kompetencji. Im trudniej tym fajniej! Czym byłoby życie bez adrenaliny? Bez wyzwań, bez tego cudownego uczucia jakim jest przerażenie i dzika radość w jednym momencie?
Teraz Basia żyje pełnią życia. Każdego dnia robi coś, co powoduje szybsze bicie serca i wywołuje uśmiech na twarzy. Wiele osób pyta mnie jak to zrobiłam, jak z małej Basi, stałam się dużą Basią? Odpowiadam: gdy strach puka do moich drzwi, biegnę mu na spotkanie. Otwieram drzwi, a tam stoją już tylko nowe możliwości, strach czmychnął słysząc moje kroki. Spróbujcie :)”
DWIE HISTORIE KARIN
„Pierwsza osobista
Była sobie rodzinka ja, mąż, trójka dzieci, dwa koty… mieszkała w domku z ogrodem, w Łowiczu, obok dziadkowie (rodzice męża) Cudownie, pełen komfort. W pewnym momencie mąż przeniósł się na Ukrainę, do pracy… Wyjechał, zapominał o kontakcie, o wysyłaniu pieniędzy. Dla mnie dramat, więc wychodzenie ze strefy komfortu było wymuszone choć nawet tak trudne sytuacje nie powodują, że się myśli racjonalnie, potrzebne jest wsparcie przyjaciół, rodziny. Wychodzenie ze strefy komfortu to powrót do Warszawy, wprowadzenie dzieci do nowych szkół, znalezienie zajęcia (pracy) dla siebie. Zaczynałam od nowa. Wymagało to ode mnie pełnej determinacji, mogłam tylko iść do przodu, bo tak zdecydowałam. Nie było łatwo, jednak czułam wsparcie, że dam radę.
Druga sytuacja związana jest z moim lękiem przed wodą ( w dzieciństwie podtapiałam się, dzięki „mądrości instruktora”) szczególnie obawiam się wody gdzie nie mogę zobaczyć dna. Podczas wyprawy do Belize była atrakcja: podziemne cmentarzysko Majów. Jednak jedyna droga to przejście szlakiem wodnym w jaskini. Momentami całkowita ciemność, momentami poziom wody wyższy od mojego wzrostu (150cm). Strach był ogromny. Decyzja zapadła. Ubrana w kapok i kask weszłam. Wspierali mnie wszyscy, każdy wiedział jakim wyzwaniem jest dla mnie ta przygoda. Dotarłam na cmentarzysko. Dałam radę. Droga powrotna była już nawet bardzo przyjemna. Z czasem zostały tylko miłe wspomnienia. Po wyjściu z jaskini powiedziałam, że teraz mogę wszystko. Po powrocie oficjalnie złożyłam papiery rozwodowe i poszłam jak burza do przodu. Miałam moc.”
HISTORIA AGATY
Czytając newsletter Alicji, poczułam nieodpartą wręcz potrzebę podzielenia się swoją historią. Tym bardziej, że pisząc te słowa pokonuję w sobie kolejną barierę. Mam czasem wrażenie, że stało się to już moim nałogiem.
Nie byłam zbyt odważnym dzieckiem. A w zasadzie byłam kwintesencją nieśmiałości i strachu. W szkole bałam się podnieść rękę do odpowiedzi, odezwać się na forum klasy. Gdy byłam do tego zmuszona czułam jak uszy i policzki płoną mi z gorąca. Nie mogłam powstrzymać czerwienienia się twarzy, co dodatkowo mnie stresowało. I wcale nie miałam wtedy 10 lat, ale już kilka więcej.
Pamiętam jak pojechałam z rodzicami i bratem na pierwszą zagraniczną wycieczkę, do Legolandu w Danii. Wyruszyliśmy sami, samochodem. Na miejscu trzeba było jedynie krótko załatwić formalności przy zakwaterowaniu. Mimo, że moja znajomość angielskiego była najlepsza z całej naszej czteroosobowej grupy, nie byłam w stanie wydusić z siebie tych kilku słów. Nie pomogły prośby ani groźby i to w końcu tata musiał jakoś sobie poradzić.
Moim pierwszym krokiem w przełamywaniu strachu był wyjazd na studia i poradzenie sobie samej w znacznie większym mieście. Wiedziałam, że chcę to zrobić, więc nie miałam innego wyjścia. I z każdym kolejnym dniem, z każdą kolejną sprawą załatwioną samodzielnie, z każdą kolejną poznaną osobą było mi łatwiej. Praktyka czyni mistrza ? A potem nadszedł ten przełomowy rok…
Wyruszyłam do Chin na całe dwanaście miesięcy. To było zwieńczenie ciężkiej pracy na studiach, nagroda za pilną naukę, o którą walczyłam przez trzy lata. I udało się! Wyjeżdżałam! Byłam tym faktem jednocześnie przerażona i podekscytowana. Pamiętam tę chwilę, gdy po długiej podróży dotarłam na miejsce, weszłam do przydzielonego mi pokoju w akademiku i po prostu zaczęłam płakać… ze strachu. Pierwszy sms jaki wysłałam brzmiał: Ja chcę wracać!
Ale nie wróciłam. Do dziś zaskakuje mnie to, że zacisnęłam wtedy zęby i udowodniłam sobie samej, że jestem w stanie to zrobić. Wytrwać w kompletnie innym środowisku i kulturze, z dala od bliskich mi osób, które wcześniej miałam zawsze w niezbyt dużej odległości od siebie. Podczas pobytu w Chinach dokopałam się do pokładów wartości, których nie spodziewałam się w sobie znaleźć – odwagi, siły i niezależności. A co najważniejsze, od powrotu do Polski drążę coraz głębiej i odkrywam ich coraz więcej. Podróżuję nie tylko samodzielnie, ale również w pojedynkę. Stałam się wielbicielką portalu www.couchsurfing.org, dzięki któremu można znaleźć nocleg u lokalnych mieszkańców w praktycznie każdym miejscu na świecie oraz poznać niesamowicie otwartych ludzi. Próbowałam już autostopu, samotnie i w towarzystwie, i każda forma mi odpowiada. Rozwijam własną firmę, w której pomagam innym w realizacji marzeń o niezależnych podróżach. Występuję na wydarzeniach związanych z wyprawami dalszymi i bliższymi. Nie panikuję przed próbowaniem nowych rzeczy i realizowaniem szalonych pomysłów, które spisałam w formie Bucket List. A co najważniejsze… nie boję się o tym mówić. Mimo, że lekkie czerwienienie twarzy czasem jeszcze mnie nęka ?
Jak widzisz, dobrze wiem co to znaczy wychodzić z własnej strefy komfortu. I w pełni zgadzam się z Alicją, że jest to źródło siły i niezależności. Każde wyzwanie które sobie stawiamy, każda kolejna bariera którą pokonujemy w sobie, wydobywa na światło dzienne coraz więcej tej bardziej pewnej siebie i odważnej istoty. Możemy to robić podróżując, co osobiście polecam, bo sama przeszłam taką drogę. Ale możemy też to robić po prostu na co dzień w znanym nam otoczeniu, poddając się próbom, które do tej pory pozostawały w sferze marzeń i planów. Bo życie jest za krótkie żeby żyć szablonowo!”
Bardzo dziękuję za podzielenie się ciekawymi historiami! Pozdrawiam serdecznie i każdej z nas życzę jak najwięcej momentów przełomowych w życiu.
Ściskam,
Alicja Rudnicka