Z doświadczenia i obserwacji wiem, że kobiety mają duży problem z … lenistwem. Żyjemy w ciągłym biegu, mamy wrażenie, że cały czas „coś” powinnyśmy robić. A co, to już mniej ważne. Robimy więc dla robienia i jesteśmy permanentnie zmęczone. Nie mamy czasu zastanowić się nad tym po co w ogóle żyjemy, co będzie ze 10/20/30 lat i dokąd to wszystko zmierza.
A gdyby tak wyrzucić wszystkich z domu i zrobić sobie „dzień Kasi/Basi/Ani”? Taki dzień (w najgorszym wypadku parę godzin w najlepszym cały weekend) który ma służyć tylko i wyłącznie nam. Co to znaczy? A no znaczy to to, że ROBIMY lub NIE ROBIMY tylko to na co mamy ochotę.. Prosto-trudne prawda?
Dla ułatwienia kilka przykładów na spędzenie takiego dnia:
- Robimy NIC, tak nic. Patrzymy się w sufit, ewentualnie okno, myślimy albo i nie. Otaczamy się zwierzakami, pachnącą świeczką i gorącą herbatą z prądem i dalej NIC. Da się i robi dobrze, ale umówmy się – jeśli nie będzie to medytacja to żadna kobieta, długo w takim stanie nie wytrzyma, ale warto próbować.
- Robimy to na co brakuje nam czasu w codziennym pędzie – manicure, pedicure, czytamy książki, rozwiązujemy sudoku/krzyżówki/ oglądamy zaległy film, rysujemy, tańczymy, malujemy (obrazy lub się – dowolnie).
- Robimy sobie drinka i zapraszamy najlepszą przyjaciółkę na pogaduchy. UWAGA! Tu czeka pułapka. NIE SPRZĄTAMY MIESZKANIA PRZEZ CAŁY DZIEŃ, tylko dlatego, że przychodzi „ktoś z zewnątrz”. Nie gotujemy też wymyślnych potraw. Skupiamy się tylko na przyjemności ze spotkania z bliską osobą. Jeśli jest NAPRAWDĘ BLISKA w nosie będzie miała ten „straszny” bałagan i brak 15 dań na stole.
- Robimy nowe rzeczy. Takie, którymi zawsze chciałyśmy się zająć, ale jakoś nigdy nawet nie zaczęłyśmy – skok na bungee, czytanie wierszy, rozpoczęcie kursu tańca, ćwiczenia z Chodakowską i cokolwiek Wam się tam w głowie pojawia.
- Idziemy na spacer. Tak po prostu.
- Możemy też pójść na basen, do sauny, na masaż, do kosmetyczki.
- Ostatecznie …. zakupy, ale to “tylko” dla tych, które lubią kupować nowe ubrania, buty, torebki, kosmetyki… 🙂
- Cokolwiek, byle by służyło nam samym. Nie oczekiwaniom innych, sprawom, które „musimy” załatwić tylko NAM!
Dzień tylko dla mnie nazwałam DNIEM ALI. Wszyscy wiedzą, co to oznacza i nikt wtedy nikt ode mnie nie chce, ale żeby tak było to ja musiałam podjąć kilka decyzji i “parę” razy postawić granice. Samo się nie zrobi.
A Wy jakie macie sposoby na chwile dla siebie? Co wtedy robicie?
Wykorzystajcie zbliżający się weekend i poleniuchujcie trochę, polecam! 🙂
Alicja